Spis treści
Wyprawa rowerowa po Beskidzie Niskim
Ostatnia wyprawa rowerowa to wyjazd na cztery sakwy w Beskid Niski. Znany skład z wcześniejszych wpisów czyli Kamil i ja. Godzinę od Rzeszowa, można dojechać pociągiem do Jasła. Stamtąd to już rzut kamieniem do malowniczych widoków. Jasielski dworzec kolejowy ma niezwykłą poczekalnie na zewnątrz, która wygląda jak pierwszy rząd w starym kinie. Po krótkim śniadaniu z widokiem na tory, zakończyliśmy seans i ruszyliśmy na bardziej malownicze południe.


Początek trasy przebiegał przez okolice Jasła. Było przeważnie płasko, aż do Sękowej – jedyne co nad nami wisiało – to widmo nieuchronnego deszczu.

Nie ustępowała jednak Radość 😉 z pierwszej dłuższej wyprawy w tym roku (z noclegiem w namiocie).

Trasa rowerowa – Sękowa – Małastów – Gładyszów
Chwile po wjeździe do Sękowej zaczęło kropić. Po drodze schowaliśmy się przed większym deszczem w okolicy Małastowa, czekając pod sklepem, słuchaliśmy opowieści miejscowego bawiducha. Opowiadał o wielkim festynie w remizie i Stasiuku, który mieszka za górką. Wysłuchaliśmy grzecznie i jak się przejaśniło, ruszyliśmy dalej.
Stromizny zaczęły się na wysokości Magury Małastowskiej, z dwoma króciutkim przerwami wdrapałem się na górę. Soczysto zielony las pozwolił wziąć głęboki oddech.

Na szczycie wzniesienia, deszcz zaserwował nam powtórkę, ale sowita dokładka przyszła dopiero podczas zjazdu z Przełęczy Małastowskiej do Gładyszowa, prawie 4 km przejechaliśmy w zimnym prysznicu, prosto z nieba. Postanowiliśmy więc rozgościć się na gładyszowskim przystanku i zrobić obiad. Ja miałem borowikową.
Chwile przed obiadem z odwiedzinami wpadł Bogdan vel Bombel, na pewno znacie termin opowieści dziwnej treści, towarzyszyły nam aż do momentu odjazdu. Dostaliśmy też zaproszenie w gości, jednak nie ma to jak na swoim garnuszku.

Sentyment
Widok baniek z mlekiem jest dla mnie wspomnieniem dzieciństwa. Wychowałem się w małej wiosce i kiedyś przy każdym płocie stały takie bańki. Na każdej napisane było farbą olejną nazwisko właściciela. Do dzisiaj pamiętam smak ciepłego krowiego mleka, zanim trafiło do takiej bańki. W Smerekowcu ta tradycja trwa do dziś, przywołuje to ciepłe wspomnienia dawnej podkarpackiej wsi jaką znam. W widoku tym zabrakło tylko jednej rzeczy, ławeczki na pogaduchy, takie widziałem na Podlasiu podczas wyprawy rowerowej dwa lata temu.

Jezioro Klimkówka
W pogodzie i niepogodzie dotarliśmy nad Jezioro Klimkówka. Obrzeża okazały się rajem dla przyczep kempingowych i wędkarzy. Zbiornik ten powstał na początku lat siedemdziesiątych, po kilkunastu latach budowy zapory wodnej w najwęższym miejscu przełomu rzeki Ropy, zwanego Pieninami Gorlickimi. Po więcej szczegółów odsyłam tutaj.
My odpoczęliśmy chwile pod wielką lipą, która ochroniła nas przed padającym deszczem. Na nocleg wybraliśmy miejsce z dala od ludzi.

Nocleg na dziko
Pierwsza zasada spania na dziko, mówi: byle jak najdalej od ludzi, zwierzęta zazwyczaj są wystraszone obecnością człowieka i nie podchodzą blisko. Tym razem szlaban z zakaz parkowania, okazał się zachętą do rozbicia namiotu i skromnego ogniska, które pozwoliło nam się ogrzać i upiec kiełbaski na kolację.


Powrót do domu
Nazajutrz rano ruszyliśmy dalej, przed nami było 115 km do Rzeszowa i masę wzniesień po drodze

Aby nabrać sił znaleźliśmy wspaniałe miejsce na śniadanie – w Bielance. Dopiero dziś, zapisując te wspomnienia, odkryłem, że przegapiliśmy nie lada atrakcję po drodze. Dom z filmu Dom zły był w odległości 5 minut od naszej śniadaniowni. Nie pozostaje nic innego, jak kiedyś tam jeszcze wrócić.

Kolejne miejscowości zostawały za nami kilometr po kilometrze – Gorlice, Biecz. Zmierzaliśmy w stronę Brzostka. Wielkie wrażenie zrobił na mnie teren zakładu eksploatacji kruszywa w Kamienicy Dolnej.

Obowiązkowy na trasie był przystanek w Wielopolu Skrzyńskim i lody włoskie. Lody te mają smak, jak te sieniawskie z rodzinnych stron. Znaleźć je można, gdy spojrzymy na prawo, stojąc przed pomnikiem “Tadeusza Kantora z siostrą Zofią”. Pomnik ten postawiono temu artyście totalnemu w 100 rocznice jego urodzin w roku 2015, w miejscu w którym przyszedł na świat. Po świecie, który opisywał zostało już niewiele. Jest jednak coś urokliwego w tym dawnym galicyjskim miasteczku, które w opowieściach Kantora stało się alegorią Europy.
Nockowa i okolice Rzeszowa
Zbliżyliśmy się do domu, a widoki nie przestawały być malownicze. Pola dojrzewającego zboża, przelane były złotem kłosia. Powietrze pachniało końcem naszej dwudniowej przygody i walki z deszczem. Górki i podjazdy nie zawsze były dla mnie łaskawe, czasami musiałem popchnąć rower, ale liczyłem się z tym, że tak może być.

Dla mnie te dwa dni zakończyły się po 192 km. Siedząc w poniedziałek przed monitorem, przed oczami miałem jeszcze obrazy namalowane przez Beskid Niski.

Crocs
Szukając wygody i własnego stylu jazdy, zdecydowałem się jeździć w chodakach na wyprawy rowerowe. Crocsy okazały się być idealne. Dołączyłem więc do właścicieli jednej z 300 milionów sprzedanych par tych brzydkich butów z kalifornijskiej pianki. To prawda co o nich mówią, są lekkie, wygodne, nie pochłaniają zapachu, dobrze trzymają się stopy, która nie ślizga się na pedałach, nawet podczas deszczu. Super jest też to, że gdy skończą swój żywot, poddam je recyklingowi! A jeśli ktoś jeździ w SPD? Żaden problem! Zobaczcie jak wygląda model Crocksów z wpinam w tym linku.

Do zobaczenia na szutrach, ścieżkach i asfaltach!
2 komentarze
Świetny styl i lekkie pióro. Czytam z przyjemnością i zaciekawieniem. Mapki- fajna sprawa, a zdjęcia stawiają przysłowiową kropkę nad i.
Można znaleźć parę niezamierzonych skrótów i literówek, ale przecież nie o to tu chodzi.😊
Pokazujesz Danielu zakątki naszego kraju, o których nie miałam pojęcia, że istnieją. I z humorem tworzysz ciepły klimat podróży. Aż chciałoby się powędrować.
Tym bardziej, że też lubię ten środek lokomocji.
👍👍👍
Powodzenia w dalszych podróżach!
Bardzo dziękuję! Pozdrawiam 🙂