Spis treści
Rower jest nam bliski
Poznaliśmy się z Martą w 2017 roku, gdzieś między monitorami korporacyjnego open space. Nasza pierwsza randka, to przejażdżka rowerem w dzikie dorzecze Wisłoka, spadające gwiazdy i sarna, która prawie w nas wbiegła. Chwilę później oboje wiedzieliśmy, że rower i przyroda to będzie ważny elementem naszego życia. Kilka lat później, relacja z wyprawy rowerowej przybrała formę bloga!
Rok 2020 był dosyć nietypowy dla wszystkich, my również sezon zaczęliśmy dużo później. Pierwsza dłuższa trasa rowerowa to Jarosław – Radawa – Sieniawa, na naszym Podkarpaciu.
W lipcu pracowaliśmy już dobre 4 miesiące zdalnie. Pomimo braku solidnego rozjeżdżaniu wybraliśmy się na wyprawę rowerową na Dolny Śląsk. Później okazało się, że nasze nogi się mocno zbuntowały i niejednokrotnie odmawiały posłuszeństwa, ale o tym później.

Wrocław, pierwszy przystanek naszej kilkudniowej wyprawy rowerowej
W sobotę 11 lipca o 6:53 byliśmy już prawie umoszczeni z rowerami i sakwami w pociągu do Wrocławia. Po wcześnie zaczętym dniu, dosypialiśmy przez kilka najbliższych godzin. Czekała nas kilkudniowa wyprawa rowerowa!

Popołudnie i wieczór spędziliśmy u serdecznych znajomych. Nasz gospodarz Sylwek (rodowity wrocławianin) pokazywał nam urocze zakątki miasta znane tylko swojakom. Smaki Wrocławia, które są obowiązkowe przy każdej letniej wizycie u nich, to lody z Tralalala Cafe, na ulicy Więziennej. Najważniejszą atrakcją było jednak wejście na Wieżę Kościoła Garnizonowego p.w. św. Elżbiety Węgierskiej z pięknym widokiem na całe miasto od starówki, aż po horyzont miasta. Opowieści Sylwka z młodzieńczych lat pozwalają dostrzec wszystkie odcienie Wrocławia, od razu poczuliśmy się w nim bardziej swojo.

Niedziela wyborcza w Mietkowie
Planowaliśmy późnym niedzielnym popołudniem dojechać do Wałbrzycha, skróciliśmy więc trasę i podjechaliśmy bardzo zatłoczonym przez rowery pociągiem do Mietkowa.

Niedziela, 12 lipca była bardzo pamiętnym dniem w 2020 roku, odbyła się wtedy pierwsza tura wyborów prezydenckich z wyraźnie podzielonymi sympatiami wyborczymi na każdym kroku.

Swój głos oddaliśmy w Maniowie, a okołopołudniowy piknik, zrobiliśmy nad największym w województwie dolnośląskim, jeziorem w Mietkowie.

Naszej niedzielnej trasie towarzyszyła w oddali Ślęża, pogoda dopisywała, a po rozległych płaskich polach zaczęły się podjazdy.

Zauroczeni Świdnicą
Kolejnym przystankiem była Świdnica. Od momentu wjazdu zaczarowały nas piękne kamienice i wrażenie zminiaturyzowanego Wrocławia, Miasto tętniło życiem. Zatrzymaliśmy się, żeby odpocząć. Na miejsce posiłku wybraliśmy burgerownię Green Moss, serwującą pyszne burgery z kotletem z ciecierzycy.

Od Wałbrzycha dzieliło nas tylko 20 km, musieliśmy jednak robić przerwy na podładowanie energii. Słońce i coraz bardziej strome podjazdy, zaczęły dawać się we znaki. Na szczęście lipiec obfituje w przydrożne owoce. Uginające się drzewa, kuszą strudzonych podróżnych.

Wyjazd ten był oprócz rowerowych uroków, podróżą sentymentalną dla Marty. Drugą noc spędziliśmy u jej serdecznych przyjaciół, Sandry i Macieja, zostając ciekawą ciocią i ciekawym wujkiem na rowerach – dla ich uroczych synków. Maciej opowiadał o swojej fascynującej zmianie zawodu, do tej pory podziwiam w social mediach jego prace stolarskie. To był bardzo miło spędzony czas.

Jak ja nie lubię poniedziałku!
Nasz poniedziałek zaczął się w momencie wyjścia domowników do swoich codziennych zajęć. Jednak zamiast poniedziałkowej gonitwy, czekały nas piękne widoki. Podziwialiśmy dostojny, trzeci co do wielkości, zamek w Polsce – Książ. Przy okazji nasmarowałem trochę łańcuchy, to nigdy nie zaszkodzi.

O zamku położonym na Pogórzu Wałbrzyskim, pierwsze pisemne wzmianki pojawiają się około roku 1288. Panujący ówcześnie na tych terenach książę świdnicko-jaworski Bolko I Surowy, wzniósł ważną budowlę o znaczeniu strategicznym, zwaną kluczem do Śląska. Zamek, poza dogodnym położeniem wojennym, wyróżniał się malowniczą lokalizacją w sercu lasów. Osiem wieków później nadal zachwyca swoim malowniczym położeniem. W roku 2018 walory zamku jak i okolicy sprawiły, że Książ trafił na listę 7 cudów Polski. Po więcej szczegółów z bujnej historii zamku, odsyłam do jego strony internetowej.
Przeprawa przez Góry Sowie

Przed nami był kolejny malowniczy dzień, zaczęły się coraz wyższe wzniesienia. Kulminacją był podjazd z Walimia do Ludwikowic Kłodzkich i najwyższy punkt w kotlinie Sowiego Potoku. Mowa tu o Sokolcu, który rozciąga się na wysokości od 530 m n.p.m. do 850 m n.p.m. To był ten czas, w którym nie pozostało nam nic innego jak wepchnąć rower. Na szczycie czekała nagroda w postaci małego sklepiku i zimnych lodów, było warto.

Tego dnia w porównaniu do porannych podjazdów, mieliśmy już raczej z górki 🙂 Późnym popołudniem dotarliśmy do Polanicy-Zdrój, na nocleg wybraliśmy Ośrodek Sportu i Rekreacji gdzie rozbiliśmy namiot. Był to chrzest bojowy dla kupionego dwa tygodnie wcześniej namiotu – zdał egzamin!

We wtorek, po dosyć chłodnej nocy w namiocie, obudziliśmy się nadzwyczaj wypoczęci. Okazało się, że mam problem z ładowarką do telefonu, a tym samym nawigacją. Na szczęście Polanica-Zdrój licznie odwiedzana w celach zdrowotnych, obfitowała w dyskonty i bez problemu kupiliśmy nowy kabel.
Rowerowa Wieś i Kotlina Kłodzka
Kolejny na trasie był Stary Wielisław, który wyglądał jak mekka dla rowerzystów. Na stronie internetowej wsi, dowiadujemy się, że „Stary Wielisław to Rowerowa Wieś”. Nie są to puste słowa, na każdym kroku spotykamy tam akcenty rowerowe.

Stary Wielisław leży ok. 9 km od Kłodzka, do którego wprowadziła nas rzeka Nysa Kłodzka. Byliśmy urzeczeni samym miastem i jego położeniem.

Nie przeczuwaliśmy jeszcze wtedy, że przyjdzie druga fala zmęczenia i przeprawa, która da nam w kość. Przełęcz Łaszczowa, bo o niej mowa, znajduje się na wysokości 592 m n.p.m. To był ten drugi raz w ciągu dwóch dni, kiedy trochę musieliśmy prowadzić rower. Przy zjeździe okazało się, że moje hamulce tarczowe zakończyły swój żywot.


Otmuchów – Nysa – Bory Niemodlińskie
Tego dnia cel był jednak jasny, Otmuchów i nocleg na campingu. Z połową hamulca i sił, ruszyliśmy w blasku popołudniowego słońca, i podczas golden hour, zrealizowaliśmy założony cel.

Nagrodą po przebudzeniu w środę, był widok na Jezioro Otmuchowskie i szczyty Wschodnich Sudetów.

Do końca dnia przejechaliśmy ponad 100 km, łapiąc czasem słońce, czasem deszcz. Słońca nie zabrakło nam podczas przejazdu przez zalew nyski. Deszcz dopadł nas dopiero w malowniczych Borach Niemodlińskich, dając jedynie chwilę wytchnienia na zakosztowanie w tamtejszych borówkach.

Finał
Celem naszej wycieczki była Jełowa, wieś położona 20 km od Opola, w której również mieszkają bliscy nam ludzie. Spędziliśmy u nich dwa kolejne wspaniałe dni, jeżdżąc na wspólne wycieczki, m.in. nad Jezioro Turawskie.

Nasza podróż po tygodniu dobiegła końca, a my wyszliśmy bogatsi o kolejne doświadczenia. Warto dokładnie sprawdzać różnice poziomów na planowanych trasach. Teraz z pomocą przychodzi nam Kamoot. Pomimo trudnych momentów, wspominamy ten czas z uśmiechem na twarzy.
Dolny Śląsk ma wiele wspaniały tras do odkrycia, a Wrocław był punktem startu do kolejnego wyjazdu opisanego tutaj.
No responses yet